aktualności
Bella, czyli sukces, którego miało nie być
Spółka z Torunia, kupiona przez pracowników 22 lata temu, buduje fabryki na całym świecie, obraca miliardami, a zyski liczy w setkach milionów. Wciąż z tym samym prezesem — Jarosławem Józefowiczem [FOT. MW]
Po 22 latach od prywatyzacji toruńska spółka pracownicza inwestuje w Indiach, obraca miliardami i liczy zyski w setkach milionów.
Rok 91. Plan Balcerowicza porusza prywatyzacyjną machinę. Pracownicy zakładów produkujących wyroby higieniczne nie chcą oglądać transformacji tylko w telewizji. Jak jeden mąż, od dyrektorów po szeregowych członków załogi, wraz z toruńską kadrą uniwersytecką zadłużają się, gdzie mogą — pożyczają, zastawiają auta, działki, domy. Wszystko po to, by zostać właścicielem ułamka kapitałów prywatyzowanego producenta wyrobów higienicznych marki Bella.
Pracowniczy cud nad Wisłą
Dwadzieścia dwa lata później Toruńskie Zakłady Materiałów Opatrunkowych (TZMO) to wciąż spółka pracownicza, której prezesem jest niezmiennie Jarosław Józefowicz — zdaniem pracowników, jeden z ojców pracowniczej prywatyzacji i współautor sukcesu firmy. Wszystko inne się zmieniło. TZMO zaskoczyły świat.
— To była pracownicza prywatyzacja, więc wszyscy spodziewali się, że przychody staną na tych 200-300 mln zł — wspominał podczas ubiegłotygodniowej gali TZMO Janusz Lewandowski, komisarz UE, a w latach 90. minister przekształceń własnościowych, odpowiedzialny m.in. za prywatyzację toruńskiego zakładu.
Od pieluch po skalpele
TZMO mają dziś własne fabryki nie tylko w Polsce, ale też w Rosji, na Ukrainie, a nawet w dalekich Indiach. Zajmują się już nie tylko produkcją materiałów opatrunkowych i przyrządów medycznych. Gros sprzedaży to wyroby drogeryjne (m.in. higieniczne dla kobiet marki Bella i pieluszki Happy). Firma świadczy też usługi prania i sterylizacji, a w ramach spółki CitoNet wypożycza narzędzia chirurgiczne i pościel. Przez dwie dekady przychody TZMO urosły 20-krotnie — w 2012 r. sięgnęły 2 mld zł, przynosząc 130 mln zł czystego zysku. Grupa planuje kolejne inwestycje i ekspansję na nowych rynkach, bo — jak mówi Jarosław Józefowicz — tylko globalne firmy mają rację bytu.
— Cieszę się, że polska firma budzi dzisiaj respekt światowych gigantów — mówi Janusz Lewandowski. Chwalą ją również rywale.
— Chapeau bas dla TZMO i zarządzających za to, co udało się im osiągnąć — mówi Andrzej Grzegorzewski, właściciel farmaceutyczno-kosmetycznej firmy Biogened.
Opinię konkurenta podziela również Henryk Orfinger, prezes i współwłaściciel Dr Ireny Eris. Jego zdaniem, toruńskie zakłady to jedna z perełek polskiego biznesu, choć zdarzały im się również potknięcia, jak nie do końca udane przejęcie kosmetycznej Polleny Evy.
— To dynamicznie rozwijająca się polska firma, która pokazała, że sukces można osiągnąć, nie tylko w świetle reflektorów— mówi Henryk Orfinger.